Przypowieść o Posłuszeństwie
Pewnego dnia pasterz zostawił stado owiec na łące i wrócił się, by poprawić dach na stodole. Chciał, by miały sucho i ciepło w zimę. Był o to mocno zatroskany. Jednak, kiedy przechodził wysoko między krokwiami, potknął się o niedobity do końca w deskę gwóźdź. Upadł i stracił przytomność. Jego kapelusz słomkowy poleciał daleko, daleko. Wiatr go jeszcze nieraz obrócił. Zatrzymał się przy fioletowych wrzosach, blisko gęstego świerkowego lasu. Temu wszystkiemu przyglądał się wilk schowany za wysoką trawą. Oblizał się i zorientował, że owce zostały same, a nikt ich przed nim i jego drużyną nie ochroni. Miał już gotowy plan. Czekał na okazję, która się nadarzyła. Podbiegł i złapał w pysk nakrycie głowy pasterza i zniknął w leśnej gęstwinie.
A co na łące w tym czasie? Prawie każdy baran przechwalał się, że jest w czymś lepszy lub mądrzejszy. Jeden powiedział: jestem już po trzydniowym kursie wiary i wiem jak innymi dowodzić. Drugi: ja już jestem po kursie słowa. Znam ich znaczenie i potrójne dno. Trzeci: a ja jestem na trzecim stopniu wtajemniczenia w grupie i nie z każdym już porozmawiam. Jednak stary baran, stał z boku i nic nie mówił. Bacznie obserwował okolicę. Tuż na końcu polany, przy jasnej brzozie w ciemnym lesie, zobaczył wilka. Patrzył swoimi już zamglonymi oczami i dostrzegł, że ten wróg przebrał się za pasterza. Założył białą chłopską sukmanę, a na głowę założył słomiany kapelusz prawdziwego pasterza. Wystające pazury obwiązał sobie słomą. Wspierając się kijem poszedł w kierunku owiec. W jednym monecie znalazł się przy stadzie
Barany dalej były zajęte sobą i przechwałkami. Wtem ten fałszywy pasterz znalazł się wśród gwaru beczeń i zawołał: zastępuję waszego pasterza, źle się poczuł i mnie do was posłał. Chodźcie za mną zacne stworzenia. Poopowiadajcie mi o swoich pragnieniach. Z chęcią was wysłucham, pomogę, może czegoś się od was nauczę. Barany odrzekły: a owszem! Owieczki krzyknęły: a jakże! Były bardzo zadowolone, machały swoimi ogonkami i mówiły do siebie: jaki on uprzejmy, jaki on dla nas dobry. Co za łaska, że takiego mamy pasterza. W końcu ktoś troszczy się o nas.
Stary baran jednak powiedział: a ja nie idę za nim, on jest kłamcą, on was zdradzi, odstąpcie od niego, to wam radzę. Bał się powiedzieć wszystko, bowiem zdał sobie sprawę, że nikt mu nie uwierzy w to, co widział. Owce zaczęły się śmiać z niego: stary już jesteś i nie wiesz co mówisz. Jak zwykle wydziwiasz! Lepiej trzymaj się stada. Baran ten zawrócił do zagrody. Tam napił się świeżej wody. Przywitał go pies, co pilnował pana, który powstał z upadku i wracał do zdrowia.
Całe stado pozostało przy wilku. A on po kawałku drogi usiadł na trawie i spytał całego zgromadzenia: co chcecie zmienić, jeśli chodzi o sposób dotychczasowego wypasania? Będzie to barani synod, owce też będą miały swój głos. Wszyscy będą mogli coś powiedzieć, bo u was w grupie są barany przemądre. Mówcie po kolei. Wrzawa powstała. Słychać było krzyki: to niesłychane, ktoś po raz pierwszy pyta nas o zadanie! Jeden baran, po wszystkich kursach, zabeczał: wciąż chodzimy tymi samymi drogami. To jest już nudne. Fałszywy pasterz odrzekł, kiwając głową, że da się coś w tej sprawie zmienić. Oczywiście. Inny baran, po wtajemniczeniach, powiedział: wciąż musimy wracać na noc do domu, a nie znamy życia nocą. Wilk mruknął z zadowolenia, zaburczało mu w brzuchu – rozumiem twoje pragnienie, rozumiem. Baran po kursie słowa zabeczał: nie spotykamy się z innymi zwierzętami, chcielibyśmy dialogu nawet z drapieżnikami – to też mogę zrealizować, powiedział wilk. Po całej tej debacie wszyscy zaczęli klaskać i ściskać się wzajemnie i mówili będzie nowy porządek dnia, w końcu będzie się coś działo!
Fałszywy pasterz nagle wyskoczył w górę i krzyknął: realizujmy te marzenia!!! Ustawiła się procesja. Na początku pochylony wilk z kijem, potem dumne barany i na końcu lękliwe owce. Wszyscy byli zadowoleni, bo szli nowymi drogami. Jednak owce zaczęły się obawiać skraju gęstego lasu. Dlatego się zatrzymały. Ale wilk w słomianym kapeluszu powiedział: same chciałyście poznawać to, czego nie mogłyście wcześniej. Jesteście takie piękne i mądre, zapewne wiecie co to jest posłuszeństwo; pokażcie jak jesteście posłuszne. Przodem poszedł baran po kursie lidera wiary, potem baran po wtajemniczeniach, oraz baran po kursach słowa. Był jeszcze w tej grupie baran, który był na wszystkich możliwych kursach, on zawsze lubił innym przewodzić. Jednak reszta stada nie chciała iść. Cztery oburzone barany wrzasnęły: nie wiecie co to słuchać pasterza?! Kto was wychowywał w domu, kto was uczył w szkole?! Pochyliły głowy inne owce oraz barany i wszystkie poszły dalej. Las ściemniał i już godzina robiła się późna, a dolina stawała się coraz węższa. Więcej było skał po dwóch stronach, niż drzew i roślinności. Księżyc zaczął się wznosić i co raz mocniej jaśnieć, a drogi już widać nie było. Lecz barany, owce szły dalej mówiąc: jaki miły spacerek. Nigdy o tej porze nie chodziliśmy po ciemnym lesie. Nawet niektórzy śpiewali pieśni chwały. Jednak pojedyncze owce zaczęły beczeć: my chcemy wracać do domu, a nie zwiedzać góry w ciemnościach. Fałszywy pasterz je pocieszał – przecież jesteście wolne i wypasione, macie dużo sił. Dzięki mnie poznacie te tereny, jak się w nich żyje nocą. W końcu cała ta grupa stanęła przed jaskinią, która miała ciasne wejście. Pasterz w kapeluszu zawołał: pojedynczo idźcie do przodu, wszystkie tam się zmieścicie. Nawet te największe barany, co się tak przechwalały, że już wszystko wiedziały, zaczęły przeczuwać zagrożenie. A wilk w przebraniu pasterza powiedział: dajcie dowód posłuszeństwa, temu, kto was wysłuchał, chce waszego dobra i tak daleko poprowadził. Czy on dla was chce źle? Przecież aż do tej pory dałyście się prowadzić. Tam będzie cieplej, tam będzie lepiej i wspólnie spędzimy tę noc. Najmłodszy baranek zabeczał: A ja nie pójdę, nie pójdę, nie pójdę. Barany po kursach, chociaż intuicyjnie wyczuwały zagrożenie, zlekceważyły go. Zamiast przyznać się do błędu i bronić siebie i innych przed niebezpieczeństwem, uwzięły się na małą owieczkę i zaczęły krzyczeć: co za wychowanie, brak szacunku, w ogóle wstydź się. Co za niewdzięczność wobec tak uprzejmego pasterza! No barany, idźmy do przodu. Pasterz nas policzy, dotknie kijem, a wy powiecie: jestem posłuszny/a. Faktycznie, wilk wskoczył na skałę, słoma z pazurów spadła na ziemię, z pyska już mu ciekła ślina, lecz było ciemno, i żaden baran tego nie widział. Szły znów radośnie, razem i ufnie do przodu, naprzeciwko groty pełnej sfory wilków. Kiedy weszła ostatnia owca, wilk-przewodnik zablokował odwrót, a reszta watahy w ciemnościach jaskini otworzyła ślepia. Najpierw zjedzone zostały barany po kursach i z natury przemądrzałe, potem te, które poszły za nimi.
Kiedy już duchy zjedzonych owiec wznosił się do góry, by znaleźć się na wiecznych pastwiskach, gdzie trawa zawsze zielona i słonko pięknie świeci, w jasności złotej pojawił się Pasterz Pasterzy i spytał: czemu dałyście się zwieść wilkowi? Beczały: byłyśmy pewne, że on jest prawdziwy.
Pasterz Pasterzy odpowiedział: nie, to zarozumiałość was zwiodła. Miałyście tyle czasu by zweryfikować to, co się działo. Nie używałyście rozumu, nie zachowałyście reguł. Nie chodziłyście starymi ścieżkami. Na noc nie wróciłyście do zagrody, do miejsca bezpiecznego, a włóczyłyście się po lesie. Stary baran był pokorny i zamiast ciągle gadać jak wy, bacznie czuwał, dlatego widział zagrożenie i was chciał ocalić. Zlekceważyłyście to.
A teraz was pytam: za co mam was wpuścić do wiecznych pastwisk?
Za posłuszeństwo aż do śmierci, wybeczały jednym głosem wszystkie zjedzone przez wilki owce. Pasterz Pasterzy odrzekł: Nie, nie byłyście posłuszne, lecz głupie! Posłusznym powinno się być prawdziwemu pasterzowi, którego Ja do was posłałem, a nie temu, który go udawał. Mogłyście same wrócić do domu i nie dać się tak łatwo oszukać waszemu wrogowi. Za wasze błędy będziecie przez rok pasać się w cienistych dolinach, gdzie nie będzie trawy, suche gałązki będziecie zjadać, głos wyjących wilków będzie wam towarzyszył, bo im zaufałyście.
Morał z tego taki: posłuszeństwo bez uwzględnienia rozumu i reguł ustalonych przez Boga (przykazania, Tradycja Kościoła) jest zawsze grzechem i głupotą oraz wielkim niebezpieczeństwem dla duszy i ciała.
Bacz więc, kto cię prowadzi!!!